wtorek, 28 października 2014

2# I did it again

Kolejny dzień bez komplikacji. Z rana tradycyjne ćwiczenia, czyli:
50 brzuszków
50 spinek łopatek
50 uniesień bioder
30 podciągnięć nóg do brzucha
20 nożyc w pionie
20 nożyc w poziomie
20 skrzydełek
20 wymachów ramionami w przód
20 wymachów ramionami w tył 
20 pompek
20 skrętoskłonów
20 brzuszków skośnych

Dzisiaj bez żadnych rowerków, basenów i innych cudów, bo nie dość że teraz szkoła skutecznie zapełnia moje dni a potem korki to dostałam okres w związku z czym ledwo zwlekłam się rano z łóżka. Co nie zmienia faktu że trzęsąc się z bólu wykonałam swoje ćwiczenia. Nazwałam je podstawowymi bo są absolutnym minimum do pełnego zaliczenia dnia. 
A jaka była dzisiaj wasza wymówka?
Nie no żartuję oczywiście :p Nikogo nie będę osądzać bo sama jestem daleka od ideału.
Jeśli chodzi o jedzenie to dziś było tak:

cappucino jacobs milka 91kcal (saszetka)
kurczak z warzywami orientalnymi 154kcal (330g - pełny obiadowy talerz)
tzatziki 114kcal (całe opakowanie jogurtu i trochę przyprawy)
2 wafle kukurydziane 38kcal 
kapusta kiszona 60kcal (2 miseczki)
maliny 31kcal (pół miski)
488/600kcal

Jeśli mam być szczera to na koleację 'dopycham' do bilansu bo nie chcę żeby znów skończyło się na dniu pierwszym 200, drugim 700, trzeci - napad. Na przykład dzisiaj z przyjemnością wypiłam cappucino (taka moja słodycz na dzień dobry), zjadłam kurczaka z warzywami i tzatziki. Chociaż najadłabym się połową porcji. Wieczorem najchętniej nie zjadłabym już nic, ale wiedziałam że nie chcę zakończyć bilansu poniżej 400kcal, i starałam się dobić chociaż do tych 500, a przecież nie będę wpierdalała słodyczy tylko po to żeby nabić kcal. Liczy się jakość. W każdym razie jak widać porcje jem duże, na tyle że muszę w siebie trochę wmuszać, czyli da się zjeść 500kcal i być sytym.
Dużo daje mi to że przestałam jeść w szkole. Skręca mnie na samą myśl o tym jak muszę wyglądać kiedy jem, poza tym zawsze siedzę z kimś i się wstydzę, a gdybym usiadła sama w bufecie i jadła to wszyscy by pomyśleli że nie dość że gruba, sama to jeszcze się obżera. Właściwie pomimo braku tych dodatkowych ćwiczeń jestem zadowolona z dzisiejszego dnia. Przede wszystkim cieszę się na przykład z tego że jedzenie warzyw naprawdę zaczyna znów sprawiać mi przyjemność. A jak piję rano to czekoladowe cappucino to w ciągu dnia jakoś nawet nie mam ochoty na słodkie. Może tym razem rzeczywiście będzie inaczej...
A i rzecz nie mniej ważna. Od piątku nie zważyłam się ani razu! Nawet po napadach. W piątek rano ważenie i mierzenie. Mój cel to 64,5 kg. Sporo biorąc pod uwagę że naprawdę dobrze idzie mi od dwóch dni. Powiem wam że o ile zawsze ważyłam się po kilkadziesiąt (serio nie przesadzam) razy dziennie to przyszedł dziś taki moment że zastanawiam się czy dam radę wejść na tą wagę w piątek rano. Boję się rozczarowania.

6 komentarzy:

  1. Zazdroszczę Ci strasznie takich bilansów. Tez chciałabym to kiedyś osiągnąć, dlatego właśnie stałaś się dla mnie motywacją. :) Trzymam kciuki za ważenie, przy tym jak malutko jesz na pewno będziesz zadowolona. Powodzenia! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę, że możesz robić jakiekolwiek ćwiczenia jak masz okres. Ale, jak Cię boli to może lepiej nie ćwicz, bo się zniechęcisz, albo zemdlejesz (mi to się zdarzyło, jak biegałam przy okresie).
    Podziwiam Cię i gratuluję bilansu ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Też kiedyś miałam taką obsesję, potrafiłam stawać na wagę niezliczoną ilość razy dziennie. A teraz tak samo boję się jak Ty i kiedy w końcu zdecyduję się sprawdzić to ręce trzęsą mi się ze zdenerwowania, na myśl o rozczarowaniu. Bilanse masz cudowne i to Twoje nastawienie, trzymaj tak! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. co do rozczarowania, to pamiętaj, że nie chudnie się z dnia na dzień, ze trzeba czasu :)
    to że nie jesz w szkole to trochę źle, a co jak będziesz za słaba by myśleć czy ćwiczyć?
    poza tym brawo! że tak dobrze Ci idzie, i dobrze że jesz, bo i tak mało i zdrowo, że od tego nie przytyjesz:)
    pozdrawiam!

    galaretka to mocno zaparzona herbata ze słodzikiem + 1 łyżeczka żelatyny.

    OdpowiedzUsuń
  5. dobrze ci idzie, mam nadzieję, że nie będzie napadu :)
    Moja obsesja z co 5 minutowym wchodzeniem na wagę, w nadziei ze pokaże coś innego. .. szkoda gadać :)
    Trzymaj się perełko <3
    http://proanaewelyn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznij się mierzyć, a wagę odstaw - to wydaje się najlepszym rozwiązaniem :-)

    OdpowiedzUsuń